Bajka o misiu Zdzisiu, co bał się przedszkola

Podziel się

W pewnym domku w konarze drzewa mieszkał misio Zdzisio ze swoją rodziną — z mamą, tatą i starszym bratem. Mały miś bardzo kochał swoich rodziców. Mama codziennie spędzała z nim dużo czasu. Codziennie rano wychodzili na spacer po lesie, odwiedzali Panią Wiewiórkę i jej małą córkę wiewiórkę, z którą misio bardzo lubił się bawić, a w drodze powrotnej wstępowali do Pani Sowy, która opowiadała bardzo ciekawe historie. Kiedy wychodzili od Pani Sowy zazwyczaj szli na zakupy do Pana Krecia. Ach, jakie to było miłe doświadczenie, ile tam pyszności, pięknych zapachów i ukochany miód, który mama zawsze kupowała. Gdy byli blisko domu, mijali wielki muchomor, w którym mieściło się, jak mama mówiła, „Leśne przedszkole”.

Zdzisio bardzo lubił te poranki. Kiedy starszy braciszek wracał ze szkoły, bardzo lubili razem się bawić, budowali wieże z klocków, rysowali, bawili się samochodzikami. Gdy przychodziła pora obiadu, misio Zdzisio z całą rodziną zasiadał do stołu. To był bardzo miły czas dla misia. A kiedy był zmęczony, mama kładła go do łóżka, przykrywała miłą kołderką i czytała bajkę, dopóki Zdzisio nie zasnął.

Któregoś dnia po drzemce mama powiedziała:

— Zdzisiu, chciałabym dzisiaj pójść z tobą do przedszkola.

Mama nieraz o nim wspominała, że kiedyś będzie do niego chodził, ale nigdy dłużej się nad tym nie zastanawiał. No i dzisiaj nadszedł właśnie ten dzień. Braciszek, który chodził już do szkoły, nieraz mu wspominał, że tęskni za przedszkolem, że bardzo lubił tam chodzić.

Mama z czułością spojrzała na Zdzisia, przytuliła do siebie i wyszli z domu. Misio czuł się niepewnie, nie wiedział, co go czeka. Duży muchomor wyglądał zachęcająco, ale jak jest w środku? Czy na pewno mu się spodoba?

W przedszkolu był gwar i zamieszanie. Niektóre zwierzątka oglądały zabawki, inne wtulały się w swoich rodziców, a jeszcze inne wesoło rozmawiały ze sobą.

Mama powiedziała:

— Zdzisiu, ja już muszę iść, bardzo cię kocham i niedługo przyjdę po ciebie.

— Ale nie chcę zostać, mamusiu, nie zostawiaj mnie samego.

— Skarbie, nie jesteś tu sam, ja niedługo przyjdę po ciebie.

— Mamo, na pewno przyjdziesz po mnie?

— Oczywiście, że tak.

Zdzisio bardzo mocno wtulił się w mamę i nie chciał jej puścić. Ta sytuacja była dla niego nowa, czuł się bardzo nieswojo. Kiedy mama poszła, zaczął bardzo mocno płakać. Po chwili poczuł, że ktoś delikatnie głaszcze go po głowie. Spojrzał do góry, to Pani Sarna popatrzyła na niego i powiedziała:

— Widzę, że ci smutno. Mama na pewno przyjdzie do ciebie. Zobaczysz, jak szybko minie ten czas. A teraz chodź, chcę, byś poznał nowych kolegów i nowe koleżanki.

Zdzisio podszedł do grupki, gdzie siedział lisek, wiewiórka, jeżyk, kukułka. Małe zwierzątka przedstawiły się po kolei, Zdzisio również bardzo nieśmiało wypowiedział swoje imię i rozpłakał się. Pani Sarna pocieszała misia, że mama niedługo wróci. Zdzisio nie chciał bawić się z nikim, czuł się okropnie. Usiadł przy stoliku i mimowolnie popatrzył na półkę z przytulankami. Szczególną uwagę zwrócił na pluszowego zajączka. Wydawał mu się jakiś taki szczególny. Gdy tak mu się dłużej przyglądał, zobaczył, że i zajączek na niego patrzy. Wziął go do łapek i nie mógł uwierzyć, zajączek do niego przemówił:

— Nazywam się zajączek Jacek Pocieszaczek, co smutki przeganiam:

Smutki, uciekajcie do kącika! Nie straszcie mi chłopczyka.
My się tu dobrze bawimy i o rodzicach za często nie myślimy.
Jesteśmy zaopiekowani, bo jest z nami dobra pani.
Niedługo pyszny obiadek zjemy i do domu pójdziemy.

— A ty jak masz na imię? — spytał zajączek.

— Nazywam się Zdzisio.

— Oj, chyba nie czujesz się tu zbyt dobrze.

— Bardzo mi smutno bez mamy… A może ona o mnie zapomniała?

I misio rozpłakał się.

— Oj, misiu, każdy tak mówił, a mama w końcu po każdego przychodziła.

— A to ty znasz każdego?

— Oczywiście, że tak. Nie nazywałbym się Jacek Pocieszaczek. Wiesz, ja nie jestem takim zwykłym zajączkiem. Ożywam, kiedy zauważam smutne, samotne dziecko, które bardzo źle się czuje, i zaprzyjaźniam się z nim. A kiedy staje się radosne i już chętnie przychodzi do przedszkola, wracam na swoją półkę i staje się znów nieżywy. Chodź, szkoda czasu na smutki, muszę ci pokazać moich przyjaciół, a jest ich wielu — radośnie powiedział zajączek.

Zdzisio tego dnia w przedszkolu nie miał czasu pomyśleć o mamie. Był tak zajęty poznawaniem innych pluszaków i zabawek, że zupełnie zapomniał o mamie.

Nagle Zdzisio usłyszał otwierające się drzwi. Pomyślał, że to mama po niego przyszła.

Odwrócił się, ale była to pani kucharka z obiadem dla dzieci. Zdzisio znowu zatęsknił za mamą i rozpłakał się, bo przypomniał sobie, jak wspólnie gotowali obiady. Wtem z kieszeni kubraczka, w który był ubrany miś, wystawił główkę zajączek:

— Smutki, uciekajcie do kącika! Nie straszcie mi chłopczyka.

Smutki, uciekajcie do kącika! Nie straszcie mi chłopczyka.
My się tu dobrze bawimy i o rodzicach za często nie myślimy.
Jesteśmy zaopiekowani, bo jest z nami dobra pani.
Niedługo pyszny obiadek zjemy i do domu pójdziemy.

— Mamusiu, bardzo się cieszę, że jesteś. Wiesz, poznałem bardzo fajnego zajączka Jacka Pocieszaczka, wiesz… I on mówi, i pokazał mi też swoich przyjaciół… Wiesz, byli bardzo fajni… I wiesz? — zawołał Zdzisio.

Mama pokiwała głową:

— Oj, Zdzisiu, a może to ci się przyśniło, nie słyszałam, żeby maskotki mówiły.

— Mamo, on naprawdę mówił.

— Oj, Zdzisiu, Zdzisiu.

Kolejne dni Zdzisia w przedszkolu wyglądały podobnie. Z dnia na dzień coraz chętniej przychodził do przedszkola. Za każdym razem mama przychodziła po misia, tak jak obiecywała. Misio z czasem coraz rzadziej bawił się z zajączkiem Jackiem, bo coraz chętniej dołączał się do zabawy z innymi dziećmi. A zajączek wrócił na swoją półkę zadowolony i bardzo szczęśliwy, że udało mu się pocieszyć kolejne dziecko i zachęcić do zabawy z innymi.

 

Ewa Szczepanik

 


Podziel się