U Tytki Apetytki. Bajka terapeutyczna dla niejadków

Podziel się

W pewnym dużym mieście mieszkała trzyosobowa rodzina: mama, tata i ich pięcioletnia córeczka Helenka. Dziewczynka nie miała rodzeństwa. Rodzice bardzo dużo pracowali, dlatego na co dzień do Helenki przychodziła opiekunka, którą dziewczynka nazywała ciocią Krysią. Helenka była bardzo grzecznym dzieckiem. Nie sprawiała rodzicom kłopotów, poza jednym zmartwieniem — tak bardzo nie lubiła jeść obiadów. Czego mama z ciocią Krysią nie wymyślały, aby dziewczynka skosztowała zupy czy ziemniaczków z surówką! Helenka niewiele jadła również na śniadanie i kolację. Rano prosiła o płatki kukurydziane z mlekiem, a wieczorem serek waniliowy. Dziewczynka albo jadła te rzeczy, albo nic innego.

Helenka była bardzo drobniutka i chudziutka. Często z ciocią Krysią wychodziła na patio, żeby tam z innymi dziećmi z osiedla bawić się na placu zabaw. Najbardziej lubiła zjeżdżalnię i karuzelę.

Pewnego poranka, gdy rodzice wyszli do pracy, a dziewczynka została z ciocią Krysią, Helenka obudziła się i powiedziała, że bardzo źle się czuje. Bolał ją brzuszek i nie chciała zjeść nawet swoich ulubionych płatków. Wypiła szklankę ciepłej wody i po pewnym czasie ból zniknął, więc szybko zapomniała o porannych trudnościach i zaczęła bawić się klockami.

Tego dnia była piękna pogoda, dlatego po południu Helenka z ciocią Krysią wyszły na plac zabaw. Dziewczynka bawiła się w najlepsze. Z huśtawki przebiegła na karuzelę. Kiedy z karuzeli chciała przejść na zjeżdżalnię, zakręciło się jej w głowie… i straciła przytomność. Nagle poczuła, że ktoś ja szturcha za ramię. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła dziwną panią, która do niej powiedziała:

— Witaj, dziewczynko! Jak masz na imię?

— Helenka — odpowiedziała nieśmiało, z lekkim strachem w głosie. — Aaaa… a pani?

— Mam na imię Apetytka, ale wszyscy mówią na mnie Tytka. Czy wiesz, gdzie jesteś?

— Nie… Nie wiem… Pamiętam, że byłam na placu zabaw, ale teraz już nie wiem.

— Trafiłaś do Warzowców, czyli Krainy Warzyw i Owoców — odpowiedziała Tytka. — Trafiają do nas dzieci, które tak jak ty bardzo mało jedzą i tracą siły, na przykład podczas zabawy.

— Skąd wiesz, że ja mało jem? — zapytała Helenka.

— Gdyby było inaczej, tobyś do nas nie trafiła — odpowiedziała spokojne Apetytka. — Chciałam ci pokazać, jakie soczyste i smaczne rosną u nas warzywka i owoce, bo jestem pewna, że wielu z nich nawet nie spróbowałaś. Chodź, pokażę ci nasz sad i ogród.

Nieznajoma pani pomogła wstać Helence i obie poszły do tajemniczego ogrodu.

— Co to za owoc? — zapytała Hela.

— To jest arbuz. Arbuz ma grubą skórkę, a w środku soczysty i słodki miąższ. A do tego ma dużo małych pestek. Przypomina mi biedronkę w kropki.

— A czy mogłabym spróbować? — zapytała nieśmiało Hela.

— Oczywiście! Potrzebujemy noża, żeby poradzić sobie ze skórką i dostać się do pysznego miąższu. Chcesz duży czy mały kawałek?

— Malutki. Jak najmniejszy — poprosiła Helenka.

Tytka odkroiła dziewczynce malutki kawałek owocu. Helenka ostrożnie spróbowała i z zachwytem wykrzyknęła:

— Jaki słodziutki ten arbuz! A mogę dostać jeszcze? — zapytała Hela.

— Ależ oczywiście!

I tak obie wędrowały po sadzie i ogrodzie. Kiedy dziewczynka spróbowała po kolei wszystkich owoców i warzyw, Tytka powiedziała:

— Helenko, dziś się przekonałaś, jak smaczne są owoce i warzywa. Lekcję odrobiłaś na piątkę z plusem, bo spróbowałaś tego, czego do tej pory nie chciałaś nawet skosztować.

— Nie wiem, czemu nie chciałam jeść, jak mamusia z ciocią Krysią przygotowywały mi jedzonko. Obiecuję, że od dziś będę próbowała tego, co dostanę na obiad, żeby mieć dużo siły na zabawę!

— Bardzo szybko się uczysz… Jestem z ciebie dumna — odpowiedziała Tytka.

Odprowadziła dziewczynkę w to miejsce, w którym wcześniej ją spotkała, i czule się z nią pożegnała. Po chwili Helenka poczuła, że ktoś szturcha ją za ramię. To była ciocia Krysia, która bardzo się przestraszyła.

— Hela! Wszystko w porządku? Nic cię nie boli? Tak się przestraszyłam.

— Przepraszam, ciociu — powiedziała Helenka. — Kręciło mi się w główce i źle się czułam — przyznała się dziewczynka.

— Zasłabłaś, bo nie zjadłaś dziś śniadania. Bardzo mało jesz i nie masz siły, żeby się bawić — groźnie odpowiedziała ciocia Krysia.

— Oj, ciociu, nie zjadłam dziś śniadanka. Ale obiecuję, że od dziś będę zawsze jadła śniadania iiii… i obiadki. Ciociu? A czy mamy w domu arbuza?

— Arbuza? — zdziwiła się opiekunka dziewczynki. – Tak, jest. Chciałabyś spróbować?

— Tak! Ja lubię arbuzy! — wesoło wykrzyknęła dziewczynka.

— Dobrze. Ale najpierw zjemy pyszną zupę pomidorową, a arbuz będzie na deser. Może tak być?

— Tak ciociu, chodźmy do domu na obiad.

 

Jolanta Rusiecka

 


Podziel się