Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe

Podziel się

Za wysokimi górami, za szerokimi lasami, za burzliwymi morzami rósł cicho gęsty czarny las. A w tym lesie rosły ogromne drzewa, które łagodnie kołysały się na wietrze. W środku lasu znajdowała się polana, nad którą zawsze świeciło słońce, a niebo nad nią było błękitne i czyste. Na tej polanie stał zamek. Ani za duży, ani za mały, ani za wysoki, ani za niski. Miał cztery wieże i porośnięty bluszczem mur. Do zamku można było wejść przez drewniane wrota, jeśli miało się ochotę odwiedzić mieszkającego w nim małego królewicza o imieniu Kuzia. Kuzia miał złote serce. Jak do tego doszło, posłuchajcie sami.

Kuzia marzył, żeby mieć dużo przyjaciół, albo chociaż jednego, ponieważ nie miał żadnego. Przyczyną było jego zachowanie. Otóż Kuzia był nieznośnym, bardzo niemiłym i zadziornym dzieckiem. Nie umiał się przyjaźnić, dzielić się ani wspólnie się bawić. Umiał tylko psocić, kłócić się, bić innych, dokuczać im i zabierać zabawki. W ten sposób starał się zwrócić na siebie uwagę. Myślał, że ten, kto jest silny, jest wielki i że tylko poprzez bójkę i psoty można komuś udowodnić, że jest się lepszym. Zachowanie królewicza sprawiało, że koledzy z klasy i mieszkańcy miasteczka nie lubili go i nie chcieli się z nim przyjaźnić, a niektórzy nawet się go bali i unikali na wszelkie możliwe sposoby. Dlatego nie miał przyjaciół i ciągle był sam. Kuziowi nadano nawet przydomek Psotnik.

Pewnego razu po deszczowym dniu królewicz wyszedł na przechadzkę i zauważył na ulicy dużą kałużę z pięknymi, brudnymi, różnokolorowymi plamami. Gdy zbliżył się do kałuży, aby ją lepiej obejrzeć, wpadł do środka. Znalazł się pośrodku pięknej, zielonej, uścielonej przeróżnymi kwiatami łąki z szumiącym obok strumykiem. Gdy zdumiony i oszołomiony tym, co się stało, rozglądał się wokoło, poczuł chłód. Zapomniał, że przecież był cały mokry i brudny. Chciał się wykapać w strumyku i wysuszyć ubranie, lecz co to?! Spostrzegł nagle, że znajduje się w środku dużej, przezroczystej bańki mydlanej.

— Jak to możliwe?! — krzyknął.

Na początku był zdziwiony i zaskoczony, ale po chwili zaczął dotykać brzegów bańki. Zobaczył, że jest duża, przezroczysta i kolorowa i wygląda jak mydlana kula. Jednak po chwili, gdy zorientował się, że nie może się z niej wydostać, poczuł strach. Brzegi bańki były, owszem, cienkie i przezroczyste, ale jednocześnie bardzo mocne i giętkie. Za każdym razem, gdy Kuzia próbował przebić je ręką lub uderzyć nogą, aby wydostać się na zewnątrz, bańka odrzucała go z podwójną siłą do środka i nijak nie chciała pęknąć. Kuzia zapragnął ze wszystkich sił wrócić do domu. W końcu udało mu się wydostać na zewnątrz, ale wymagało to dużego wysiłku. Dlatego poczuł wielkie zmęczenie, położył się obok strumyka na kamieniu i usnął. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że jest w swoim łóżku w zamku.

— To był tylko sen — pomyślał malec i z radością wyruszył na spacer.

Ale już po chwili spostrzegł, że otacza go przezroczysta bańka, którą widział we śnie. Była niewidoczna dla innych, ale nie dla niego. Od tej pory życie królewicza bardzo się zmieniło. Za każdym razem, gdy wyrządzał komuś krzywdę i robił psoty, jego złe czyny powracały do niego jak strzała. Na przykład: chce Kuzia kogoś uderzyć, a bańka uderza jego; rzuci w kogoś kamieniem, a kamień leci z powrotem prosto w niego; chce komuś dać kopniaka, a bańka sprawia, że sam go dostaje.

— Jakaś zaczarowana pułapka. A więc od teraz sam siebie będę bić i wyrządzać sobie krzywdę? — pomyślał Kuzia i zrobiło mu się bardzo przykro i smutno. — Jak mam teraz się bawić z innymi dziećmi? Co mam robić? — zastanawiał się Kuzia i gorzko zapłakał.

Królewicz spędził w zaczarowanej bańce kilka dni, był bardzo smutny i zrezygnowany. Bić się bał, psocić też przestał, rzucać przedmioty również. Odczuł na własnej skórze, że bicie i robienie komuś przykrości boli i jest bardzo niemiłe, a bawić się samemu jest nudno i nieciekawie. Lecz pozbyć się bańki w żadnym wypadku nie mógł, choć próbował na różne sposoby. Ale za każdym razem znajdował się w środku tej pułapki.

— Co robić? Jak mam teraz żyć? — rozważał Kuzia.

Pewnego razu w środku nocy obudziło go jakieś bzyczenie nad uchem. Otworzył oczy i zobaczył latającego nad swoją głową bąka. Obejrzał się i zauważył, że znów znajduje się na zielonej, ukwieconej łące obok strumyka, z tym że tym razem był tam również jakiś nieznajomy.

— Kim jesteś? — zapytał Kuzia.

— Jestem pan Flak, mistrz dobrych rad, a to moje królestwo przyjaźni, dobra i grzeczności. Tu każdy z każdym się przyjaźni, żyje w miłości, czyni dobro, pomaga drugiemu w potrzebie, jest miły i życzliwy.

— A ty to kto? Kiedyś już tu byłeś, pamiętam cię. Widzę, że trochę się zmieniłeś, ale niewiele i dlatego jesteś smutny i ponury. Zaraz, jeśli się nie mylę, jesteś tym Psotnikiem z zamku z czarnego lasu. Wiem o tobie wszystko i chcę ci dać radę. Pamiętaj: „Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe”. Dopiero wtedy, gdy zrozumiesz, co to znaczy, i gdy zmienisz swoje serce i przeobrazisz się z psotnika w miłego, grzecznego i pomocnego chłopca, przyjdzie dzień, że czary prysną i będziesz uwolniony z tej zaczarowanej bańki.

Kiedy Kuzia otworzył oczy, zobaczył, że znów znajduje się w swoim łóżku w zamku.

Rozpoczął się nowy dzień. Kuzia siedział na placu zabaw przy rynku. Wtem spostrzegł grupę rozradowanych, bawiących się wspólnie dzieci. Kiedy tak im się przyglądał, poczuł w sercu smutek. Tak bardzo pragnął bawić się z innymi, ale nikt go nie wołał. Aż nagle, kiedy tak siedział z opuszczoną głową, pisząc coś na piasku, podniósł oczy ku górze i zobaczył, że ktoś się do niego zbliża. Mała, sympatyczna dziewczynka podążała w jego kierunku. Dziewczynka nie wiedziała, że to był królewicz Psotnik o imieniu Kuzia, który lubił się bić i był niegrzecznym dzieckiem. Nie bała się go, wręcz przeciwnie, patrzyła na niego życzliwie. Podeszła do niego i zaprosiła go do wspólnej zabawy.

— Cześć. Dlaczego jesteś taki smutny? Chodź do nas, pobawimy się. Jestem Zuzia, a ty? — zapytała dziewczynka.

— Jestem Kuzia — odpowiedział malec.

Kuzia tak bardzo się cieszył, że wreszcie ktoś go zauważył. Przypomniał sobie słowa mistrza dobrych rad. Włożył rękę do kieszeni, wyciągnął żółtą, soczystą gruszkę i poczęstował Zuzię. Dziewczynka podziękowała za niespodziankę. W tym momencie stał się cud! Bańka, w której znajdował się Kuzia, pękła.

— Huraaa! — królewicz krzyczał z radości. — Jestem wolny! Wolny! Huraaa!

Był przeszczęśliwy, skakał z radości i cieszył się ze wszystkich sił. Z tej radości uściskał Zuzię, podziękował jej, chwycił za rękę i razem pobiegli do piaskownicy i dzieci, które bawiły się na placu.

Kiedy wieczorem Kuzia wrócił do zamku, ku swojemu zdziwieniu na stoliku w swoim pokoju znalazł dwie duże dojrzałe gruszki.

— Istne dziwy — pomyślał. — To z pewnością jakieś kolejne czary. Skąd wzięły się tu te gruszki? Przecież jedyną, którą miałem, oddałem Zuzi.

Następnego dnia Kuzia już nie sam, ale z Zuzią, poszedł na plac zabaw. Bawili się razem w różne zabawy. Spotkał też inne dzieci, które wiedząc, kim był dawniej Kuzia, na początku nie chciały się z nim bawić. Kuzia rozumiał ich zachowanie. Wiedział, dlaczego dzieci go odtrącają, więc podszedł do nich i powiedział:

— Moi mili, przepraszam was za wszystkie psoty i wyrządzone krzywdy. Byłem niegrzeczny, ale od teraz będę inny, obiecuję. Wiem już, co to znaczy „nie rób bliźniemu, co tobie niemiłe”. Weźcie, proszę, mego konia Gustawa i pobawcie się z nim.

Przyprowadził im czarnego konia w białe plamy i z bujną grzywą. Dzieci były zaskoczone — Kuzia potrafi się dzielić. To prawdziwy cud! Przed nimi stał grzeczny, uśmiechnięty chłopiec, zupełnie inny niż przedtem. To już nie był Psotnik Kuzia, lecz Kuzia o złotym sercu, służący pomocą i troszczący się o innych. Kiedy Kuzia wrócił do zamku, zobaczył, że na jego skrzyni z zabawkami leżały dwa duże koniki. Patrząc na nie, zrozumiał, że jak tyko zrobi komuś coś dobrego i podzieli się z kimś swoją zabawką, to one wracają do niego podwojone.

Od tego czasu Kuzia o złotym sercu nie był już sam. Znalazł wielu przyjaciół i odkrył, że warto robić dobre rzeczy i sprawiać innym radość. A Zuzia, dzięki której został uwolniony, stała się z czasem jego najlepszą przyjaciółką. Królewicz nauczył się, co to znaczy być przyjacielem i nie robić bliźniemu tego, co jemu samemu byłoby niemiłe.

 

Hanna Sidletska


Podziel się